Leipzig. Kapitel eins.
miasto jeszcze dzikie, nieoswojone, za szybą. korzystając ze statusu o b c e g o, bezczelnie przystaję i bez skrępowania patrzę. czuje się trochę jak alicja w krainie czarów. jestem barbarzyńcą niemczyzny. wyrachowanie popełniam błędy, kaleczę słowa, rwę konstrukcje gramatyczne. czasami miasto mnie rozumie, czasami nie. ale wtedy znajduje sie miejsce na motywy komiczne w komunikacji.
Szy zapytałby w tym miejscu czym jest język. dzisiaj odpowiedź brzmi - język to pisanie palcem po mgiełce oddechu na szybie. z nadzieją, że ten po drugiej stronie odczyta.
Czyzby to był kadr z teledysku "Deszczowa piosenka"?
OdpowiedzUsuń:) niemalże!
OdpowiedzUsuńokazuje się, że paradowanie w deszczu z połamanym parasolem z obnażonymi i wystającymi dwoma drutami czyni z właściciela takiego parasola wydarzenie kulturalne ulicy!