czwartek, 28 października 2010

nocnie


lubię nocne spacery po mieście. takie nieśpieszne, czasami wymuszone przez awarię tramwaju. lubię zaglądać w rozświetlone okna domów, kawiarni. ławica motywów malarskich. wczoraj pewna dziewczynka siedziała sama w dużym pokoju z przeszklonymi ścianami i niezwykle skupiona przeglądała jakąś książkę, a młoda kobieta na drugim piętrze gotowała coś w kuchni. w pracowni rzeźbiarza na parterze siedzi dwóch nobliwych panów i wśród drewnianych cudów prowadzą ożywioną dyskusję. w sklepiku z winem obok mojego domu troje mężczyzn raczy się trunkiem, a towarzysząca im kobieta sprawdza coś w swojej torebce. kim są? skąd przychodzą? dokąd zmierzają?...






środa, 27 października 2010

neu koniakow


jedna z perełek miasta. dziewczyny zainspirowane twórczym szałem koronkowych stringów z koniakowej, otworzyły swoje atelier - neu koniakow. poniżej przestrzeń i niektóre realizacje. moja ulubiona, to włóczkowa woda kapiąca z kranu...
w miejscu tym dawniej była...mleczarnia! stąd cudne jeszcze malarstwo na suficie sprzed wieku.



wtorek, 26 października 2010

wyszłam i zaraz wracam


nie było mnie, bo kilka dni spędziłam w Raju :) a każdy ma swój raj w innym miejscu, bądź miejscach. tak czy inaczej, dzisiaj od rana poniedziałkowa proza życia. ale miasto oswojone, już mi mruczy, zaczepia... a ja chodzę moimi stałymi drogami z błogim spokojem w sercu. miasto jest teraz zwierzęciem wspólnym z pewnym panem filozofem. kotem, co przychodzi i wdrapuje się na kolana, kiedy człowiek poćciwy pracuje :)

wtorek, 19 października 2010

harmonia mundi


interwały bieli i czerni - muzyka świata. wsłuchuję się w jej rytm. efekt wyciszający. znajduję się poza czasem i upajam rajskimi ogrodami. słodkie owoce form liter. chce się więcej i więcej...

czwartek, 14 października 2010

biało, bieliście, mgliście...

miasto jest oniryczne. pejzaż mglisty, jak spod półprzymkniętych powiek tuż po pobudce. 
z mlecznych horyzontów wynurzają się wieże kościołów i ostatnie piętra kamienic. zaczynam zauważać elementy stałe w moim tutaj byciu: pani sprzedawczyni z pobliskiego warzywniaka - azjatka , która słucha muzyki o przedziwnej dla mnie harmonii, pewien tato, który co rano około godziny 9 jedzie b o s o na rowerze ze swoim dzieckiem ( już witamy się uśmiechem ), tramwaj numer 10, którym przemierzam tutejszy świat, sobotnie pranie i niedzielne listów pisanie.

poniedziałek, 11 października 2010

opera





piękno przychodzi znienacka. niestety nie da się być zawsze przygotowanym na jego uchwycenie. tak tez było z dniem otwartym opery (nie zabrałam aparatu!!!). fantastyczny pomysł, który można podszeptać pani Michnik z naszej wrocławskiej opery. można było podejrzeć jak od kuchni powstaje przedstawienie, kostiumy, rekwizyty, etc. widziałam jak robi się peruki! fantastyczny widok. niemalże ćwiczenie buddyjskie. dotychczas rzecz znałam jedynie z opisu pani Tokarczuk w jednej z jej książek. opera sprzedawała również niepotrzebne już kostiumy - świetna okazja na zakup kostiumu na bal przebierańców, albo inspiracji modowych. tu ukłony dla Królowej! :))))

niedziela, 10 października 2010

es ist Zeit was zu ändern



festiwal światła. 21 rocznica marszu mieszkańców Lipska przeciw reżimowi komunistycznemu. miesiąc później był berlin, a potem nie było muru.


***
ps. rarytas dla moich braci grafików :)


czwartek, 7 października 2010

wrota raju


słodka Beatrycze otworzyła przede mną drzwi raju. od dzisiaj mogę korzystać z biblioteki uczelnianej, a tam - istne perły! 


niestety liczba gaf popełnianych przeze mnie jest wprost proporcjonalna do czasu spędzanego tutaj. niezrozumienie pytania profesora o tytuły 3 najbardziej znanych książek i upiorną, przedłużającą się ciszę na sali w oczekiwaniu na moją, nawet nie kiełkującą odpowiedź można wybaczyć (ewentualne wątpliwości co do posiadania przeze mnie wykształcenia wyższego, sic!). serdeczne uściśnięcie dłoni w geście powitalnym zamiast oddanie pewnej uroczej pani numerka do rejestracji w wyciągniętą przez nią dłoń (zostało to przyjęte z dużą dozą zrozumienia). ale dzisiaj dokonałam faux pas doskonałego! zaproszono mnie na śniadanie do pracowni profesora, do którego klasy ubiegam się o przyjęcie. siedzimy wokół stołu z innymi studentami, rozmawiamy i nagle wchodzi mężczyzna. nie przypominał mi osoby profesora ze zdjęcia na stronie uczelni. tkwiłam więc w swoistej ignorancji. po dłuższym czasie zapytałam jednak siedzącą obok f., kim jest jegomość. a ona zanosząc się śmiechem powiedziała, że...profesor. 







środa, 6 października 2010

ein klein Paris


Goethe napisal, że Lipsk to mały Paryż. Przypatruję się miastu z perspektywy uczelnianych schodów w bocznym skrzydle. naprzeciwko akademia muzyczna i teatralna. mnóstwo rowerzystów, młoda mama z warkoczami i synkiem w przyczepce, student z wiolonczelą na plecach. Świat dzisiaj przebudził sięcicho. stary platan odlicza czas do końca jesieni zrzucając liście.


cudnie jest. w tak pięknej przestrzeni człowiekowi, aż się piękniej myśli.
Mein Leipzig lob ich mir! Es ist ein klein Paris...

wtorek, 5 października 2010

teoria big-bang'u

czas chaosu. ale tego twórczego, jak to Pan Gombrowicz swego czasu napisał. jestem po pierwszym dniu zajęć na uczelni. budynek to istny labirynt. obawiam się, że wchodząc tam trzeba brać ze sobą przynajmniej dwie szpule czerwonej nici. studenci, tak jak wszędzie - żywioł. profesor okazał się wspaniałym erudytą! rodzaj umysłu, który nigdy się nie starzeje. na powitanie podarował nam po ołówku. ale muszę sprawdzić co znaczy na nim napis. zajęcia trwają od 10.30 i właściwie do momentu wyczerpania przez profesora tematu. dzisiaj jedynie do 15. przede mną cudne rabatki z nazwiskami filozofów do przejrzenia i tytułami książek do przeczytania. pychota! konto w banku nadal w akcie powstawania - ale pan, który je otwiera o imieniu przynoszącym szczęście jest uprzejmy i jeździ do polski po papierosy. poszukiwanie pracy nadal w toku. i na dzisiaj tyle, bo zaraz mam randkę z pewnym brodatym filozofem! :) a Ciebie, Czytelniku, pozdrawiam serdecznie! 



niedziela, 3 października 2010

niedzielne popołudnie na grande-jatte





światło niemalże jak z płótna Pana Seraut'a. miasto leniwie wygrzewa się w promieniach jesiennego słońca. ulicami przebiega stado walizek, tramwaje beztrosko dzwonią. za chwil kilka wyruszam na poznawanie kolejnej twarzy miasta. tej niedzielnej, parkowej, sielsko-anielskiej. dzisiaj czas stoi w miejscu.

zaczynam być widzialna. na razie najbardziej dla dzieci. przypatrują się mi w tramwajach. wczoraj wychodząc z kamienicy wpadłam na kilkuletnie dziewczęcie na niebieskim rowerku. niestety możliwy był jedynie monolog z jej strony i swego rodzaju atencja z mojej. uczucie dziwne. 


***


park rosenthal. cudny zielony kawałek na ziemi.nawet nazwę ma piękną - maria wytłumaczyła mi, że to od doliny róż. rowerzyści, dzieciaki z latawcami, leniwi zakochani, kolejka po lody i wspaniała przestrzeń z widokiem na miasto. całość rzecz jasna skąpana w cudnych rdzawych kolorach jesieni. rozmawiałyśmy o alternatywnych sposobach sobie bycia, smakowania życia, porannego kawy picia... jak znaleźć swoją pełnię istnienia? jeden z wniosków fundamentalnych - kwitnie się w kontakcie z Pięknem. każda inna prawda to tischnerowska ekskremalna prawda! li i jedynie!


ps. kurkuma!






piątek, 1 października 2010

papierowe ogrody


cudny poranek - człowiekowi lżej na duszy z kawałkiem niebieskiego nad głową. znalazłam istny raj! tuż przy rynku, jakby trochę z innej bajki, wciśnięte pomiędzy dostojne kamienice papierowe ogrody. rzędy drzew z dojrzałymi owocami. myśli i słowa latają w powietrzu niczym motyle.